Kiedy w moje ręce wpadł tzw. test DDA sprawa stała się dla mnie dosyć oczywista. Pomimo wewnętrznego buntu poczułem swego rodzaju spokój, kiedy wyszło na jaw skąd moje ogólne niezadowolenie z jakości życia. Bardzo chciałem coś z tym zrobić. Wiedziałem, gdzie się udać. Miałem odpowiednie kontakty, ale jakby jakaś magiczna moc, a może powinienem nazwać to syndrom DDA - nie pozwalał mi zadziałać. Minęło kilka tygodni, kiedy dowiedziałem się, że na terapię udała się moja siostra. Była dla mnie doskonałym świadectwem, a szczęście którym promieniała, wzbudziło we mnie wielką zazdrość. "Ja też tak chcę!" - pomyślałem. Jeśli coś ma się wydarzyć, sprzyja temu bardzo wiele okoliczności i w moim przypadku tak było. Wszystko układało się na tak i już po dwóch miesiącach ujrzałem szpital, na którym widniały dwa napisy: farmakologiczne leczenie alkoholizmu i terapia DDA.
Wtedy poczułem bardzo głęboki spokój. Przy pomocy specjalistów i grupy DDA w przeciągu dwóch tygodni powróciłem do istoty problemu i wyrzuciłem z siebie wszystkie błędne przekonania, problemy i doświadczenia. Droga nie była prosta, ale jakość mojego życia polepszyła się o jakieś 300 procent.